Witajcie!
Znowu długa przerwa :/ Ta praca mnie dobija, nie mam siły na nic po przyjściu do domu. Psychicznie też jestem zmęczona, najchętniej to przychodzę i kładę się spać. To też u mnie efektów nie widać, choćbym się starała. Za to Robert waży obecnie 88 kilogramów, chwilowo tracąc zaledwie gramy, z tego co waga pokazuje, ale cm też! Obwód w brzuchu miał powyżej 100 cm w najgorszym momencie, teraz jest poniżej tej cyfry ;) Naprawdę widać po nim, po ubraniach które nosi, że działa na niego ten zdrowy tryb życia. Ale on nie jest skłonny do ćwiczeń, co zastępuje mu 8 godzin zapierniczu w pracy. Ja zaś jestem na takim etapie, że patrzę w lustro, marudzę że nie mogę patrzeć, ale.. nic nie robię, nie mam siły jakoś.... Może jakiś miły komentarz mnie zachęci, to i zdjęcia się nawet pojawią z efektów!
A teraz obiecany na Facebooku przepis na rybę grillowaną na patelni.
-filet z ryby jaką lubicie
-koperek
-pieprz
-cytryna
-bazylia
-oregano
-przyprawa do ryb
-papryka wędzona słodka (opcjonalnie)
Rybkę z dwóch stron można lekko posmarować oliwą z oliwek, jeżeli ktoś preferuje.
Obsypujemy przyprawami, przyprawy do ryb dosłownie troszeczkę. Skrapiamy rybę cytryną.
Nagrzewamy patelnię i kładziemy rybkę. Pilnujemy aż jedna strona się zetnie, wtedy przekręcamy na drugą stronę.
Sałatka:
-ser mozarella
-pomidory (świeże lub suszone. Robert nie lubi suszonych, wybrałam świeże)
-rukola
Mozarellę kroimy w kostkę. Pomidory na plasterki, grubość zależy od upodobań. Każdy plasterek na 4 części. Rukolę kroimy na drobniejsze części. Wszystko mieszamy, bez żadnych dodatków i podajemy na talerzu z rybką.
SMACZNEGO! :)
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą obiad. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą obiad. Pokaż wszystkie posty
sobota, 19 września 2015
Efekty +Przepis
poniedziałek, 10 sierpnia 2015
Zaczynamy nowy tydzień! +Przepis
Witajcie!
Dzisiaj zaczynamy już trzeci tydzień zmian. Na dzień dobry ćwiczyłam nogi z Miley Cyrus, na dobranoc nogi z Tammy :) Linki do filmików pod postem. Wciąż stoimy w miejscu, ale nie tracę nadziei, że w końcu ruszymy ;)
Dzisiaj przepis na pyszną zapiekankę! Niestety zdjęcia brak, bo tak szybko została ona zjedzona, ale uwierzcie, niebo w gębie.
Co potrzebujemy?
-brokuł
-kalafior
-marchewka
-pomidor
*mogą być ziemniaki, ja nie dodawałam
-Naczynie żaroodporne
-2 filety z kurczaka (lub 5-6 kotlecików sojowych- opcja dla wegetarian)
-szpinak mielony
-bazylia suszona
-2-5 plastrów żółtego sera, lub trochę utartego
Piekarnik nastawiamy na 180C
Kurczaka kroimy w niedużą kostkę, wkładamy do jakiejś miseczki, dolewamy odrobinę oliwy z oliwek, dodajemy przypraw np trochę bazylii, czosnku, papryka wędzona słodka, pieprz. Wymieszaj wszystko tak, żeby oliwa i przyprawy był ładnie na naszym kurczaku.
Podsmażamy dosłownie chwilkę razem ze szpinakiem, mieszając, żeby szpinak przykleił się do kurczaka. Nie lejemy żadnego oleju na patelnię, oliwa z oliwek na naszym kurczaku zupełnie wystarczy.*
Brokuł i kalafior tniemy na małe części, marchewkę w plastry. Układamy wszystkie pokrojone warzywa w naczyniu. Na to kładziemy kurczaka ze szpinakiem. Tniemy pomidora w plastry, plastry przecinamy na pół i układamy na wierzchu. Posypujemy wszystko bazylią i na sam koniec kładziemy żółty ser, lub sypiemy ten utarty tak aby wierzch był przykryty serem, byle nie za grubo.
Wkładamy do rozgrzanego piekarnika na 25-30 minut, na środkowe "piętro" z grzaniem z góry i z dołu, bez termoobiegu.
*W wersji z kotlecikami sojowymi, gotujemy je jak zawsze, lecz w trochę krótszym czasie, tak aby były miękkie, po wyciągnięciu i odcedzeniu kroimy w kostkę i dalej tak jak z kurczakiem.
Smacznego! :)
A tu daję filmiki ćwiczeń które wykonuję:
Miley Cyrus
Dzisiaj zaczynamy już trzeci tydzień zmian. Na dzień dobry ćwiczyłam nogi z Miley Cyrus, na dobranoc nogi z Tammy :) Linki do filmików pod postem. Wciąż stoimy w miejscu, ale nie tracę nadziei, że w końcu ruszymy ;)
Dzisiaj przepis na pyszną zapiekankę! Niestety zdjęcia brak, bo tak szybko została ona zjedzona, ale uwierzcie, niebo w gębie.
Co potrzebujemy?
-brokuł
-kalafior
-marchewka
-pomidor
*mogą być ziemniaki, ja nie dodawałam
-Naczynie żaroodporne
-2 filety z kurczaka (lub 5-6 kotlecików sojowych- opcja dla wegetarian)
-szpinak mielony
-bazylia suszona
-2-5 plastrów żółtego sera, lub trochę utartego
Piekarnik nastawiamy na 180C
Kurczaka kroimy w niedużą kostkę, wkładamy do jakiejś miseczki, dolewamy odrobinę oliwy z oliwek, dodajemy przypraw np trochę bazylii, czosnku, papryka wędzona słodka, pieprz. Wymieszaj wszystko tak, żeby oliwa i przyprawy był ładnie na naszym kurczaku.
Podsmażamy dosłownie chwilkę razem ze szpinakiem, mieszając, żeby szpinak przykleił się do kurczaka. Nie lejemy żadnego oleju na patelnię, oliwa z oliwek na naszym kurczaku zupełnie wystarczy.*
Brokuł i kalafior tniemy na małe części, marchewkę w plastry. Układamy wszystkie pokrojone warzywa w naczyniu. Na to kładziemy kurczaka ze szpinakiem. Tniemy pomidora w plastry, plastry przecinamy na pół i układamy na wierzchu. Posypujemy wszystko bazylią i na sam koniec kładziemy żółty ser, lub sypiemy ten utarty tak aby wierzch był przykryty serem, byle nie za grubo.
Wkładamy do rozgrzanego piekarnika na 25-30 minut, na środkowe "piętro" z grzaniem z góry i z dołu, bez termoobiegu.
*W wersji z kotlecikami sojowymi, gotujemy je jak zawsze, lecz w trochę krótszym czasie, tak aby były miękkie, po wyciągnięciu i odcedzeniu kroimy w kostkę i dalej tak jak z kurczakiem.
Smacznego! :)
A tu daję filmiki ćwiczeń które wykonuję:
Miley Cyrus
Tammy
wtorek, 4 sierpnia 2015
Dwa tygodnie za nami. + Przepis!
Witajcie!
Dwa tygodnie minęły już wczoraj od kiedy rzucamy się na zdrowe życie. A jeszcze tyle przed nami, chociaż już mnóstwo przeszkód pokonaliśmy w zaledwie dwa tygodnie. Będę się zapewne powtarzała co jakiś czas, że jest ciężko. Czasem zostaję oskarżana o to, że ZABRANIAM lub WYLICZAM jedzenie. Nie, to nie tak przecież. Strasznie trudno mi przegryźć te słowa i poczucie winy, ale jeśli tego nie przezwyciężę, to nie będzie efektów, a dotychczasowe starania pójdą na marne. Ja rozumiem, że komuś kto był przyzwyczajony przez tyle lat do pełnej palety smaków i smaczków, ciężko jest się przerzucić na trochę nudnawą gamę mniej doprawionych potraw. Przyzwyczajenie do np ziemniaczków z masełkiem czy szpinaku z masełkiem, jajeczka sadzonego na smaluszku ze skwarkami, pizzy, kebaba, coli (i mogę tak wyliczać) trudno jest zastąpić nagle gotowanymi warzywami z gotowanym mięsem. Staram się wymyślać trochę, szukam po internecie. Ostatnio upiekłam przepysznego dorsza (przepis na końcu wpisu) i podałam z warzywami. Teraz mając urlop mogę sobie pozwolić na takie rarytasy, ale za chwilę urlop się skończy, pójdę do pracy i czasu nie będzie i znowu będę słyszała "ile można jeść to samo?". Moja mama pół roku temu przeszła na dietę, je 5 razy dziennie i pije litry wody. Schudła 20 kilo. Co je? Rano są to otręby z owocami zalane ciepłym mlekiem, następnym posiłkiem jest chleb ciemny (pełnoziarnisty, nie razowy!) z pomidorem i białkiem z jajka ugotowanego, potem je warzywa i kurczaka (gotowane), potem biały ser, często z rzodkiewką lub pomidorem, na kolację zjada w małej miseczce mix sałat z żółtkiem z jajka skropione oliwą z oliwek. Codziennie je to samo. A też uwielbiała chociażby słodycze, chleb ze smalcem, żółtym serem i kiszonym ogórkiem i inne rzeczy. Ale potrafiła się przestawić w imię zdrowia i dobrego samopoczucia. Podziwiam ją, zresztą zawsze podziwiałam, za wytrwałość i siłę woli.
Denerwuje mnie też często używane w naszym domu zdanie "raz na jakiś czas to troszeczkę to się nic nie stanie". Było by ok, gdyby nie fakt, że przy każdym odchyleniu od zalecanego jedzenia to słyszę, co zdarza się czasami kilka dni pod rząd. A jak się buntuje, to zaraz że wyliczam, zabraniam. Sama chcę sobie poradzić z tym fantem, jakim jest ta chora wątroba i nasz niezdrowy tryb życia. Ale jak on wraca z pracy, zaraz się kładzie i śpi. Spacer? Ha, nie ma opcji bo zmęczony.... Ciekawa jestem, co będzie, kiedy przyjdzie nam samym prowadzić dom (mieszkamy jeszcze u moich rodziców) i wychowywać dziecko, lub dzieci. Wtedy nie ma, że po pracy zmęczenie. No ale ja tu nie o tym.
Chciała bym się podzielić małym sukcesikiem po tych dwóch tygodniach! Robertowi udało się zrzucić dwa kilogramy! :D Ja póki co stoję w miejscu, z tym że u mnie już te kilogramy nie są ważne, a wymiary. Skupiam się na udach, ich obwód to wciąż 57cm. Ale zawsze miałam z nimi kłopot, jak to u typowej "gruszki" :) Ale nic, nie zniechęcam się, tylko męczę nogi dalej, za tydzień spodziewam się lepszych wyników ;)
To tyle na dzisiaj. Poniżej daję zdjęcie pysznego dorsza z pieca którego podałam na obiad, a przepis wzięłam z tej strony. Smacznego :)
Dwa tygodnie minęły już wczoraj od kiedy rzucamy się na zdrowe życie. A jeszcze tyle przed nami, chociaż już mnóstwo przeszkód pokonaliśmy w zaledwie dwa tygodnie. Będę się zapewne powtarzała co jakiś czas, że jest ciężko. Czasem zostaję oskarżana o to, że ZABRANIAM lub WYLICZAM jedzenie. Nie, to nie tak przecież. Strasznie trudno mi przegryźć te słowa i poczucie winy, ale jeśli tego nie przezwyciężę, to nie będzie efektów, a dotychczasowe starania pójdą na marne. Ja rozumiem, że komuś kto był przyzwyczajony przez tyle lat do pełnej palety smaków i smaczków, ciężko jest się przerzucić na trochę nudnawą gamę mniej doprawionych potraw. Przyzwyczajenie do np ziemniaczków z masełkiem czy szpinaku z masełkiem, jajeczka sadzonego na smaluszku ze skwarkami, pizzy, kebaba, coli (i mogę tak wyliczać) trudno jest zastąpić nagle gotowanymi warzywami z gotowanym mięsem. Staram się wymyślać trochę, szukam po internecie. Ostatnio upiekłam przepysznego dorsza (przepis na końcu wpisu) i podałam z warzywami. Teraz mając urlop mogę sobie pozwolić na takie rarytasy, ale za chwilę urlop się skończy, pójdę do pracy i czasu nie będzie i znowu będę słyszała "ile można jeść to samo?". Moja mama pół roku temu przeszła na dietę, je 5 razy dziennie i pije litry wody. Schudła 20 kilo. Co je? Rano są to otręby z owocami zalane ciepłym mlekiem, następnym posiłkiem jest chleb ciemny (pełnoziarnisty, nie razowy!) z pomidorem i białkiem z jajka ugotowanego, potem je warzywa i kurczaka (gotowane), potem biały ser, często z rzodkiewką lub pomidorem, na kolację zjada w małej miseczce mix sałat z żółtkiem z jajka skropione oliwą z oliwek. Codziennie je to samo. A też uwielbiała chociażby słodycze, chleb ze smalcem, żółtym serem i kiszonym ogórkiem i inne rzeczy. Ale potrafiła się przestawić w imię zdrowia i dobrego samopoczucia. Podziwiam ją, zresztą zawsze podziwiałam, za wytrwałość i siłę woli.
Denerwuje mnie też często używane w naszym domu zdanie "raz na jakiś czas to troszeczkę to się nic nie stanie". Było by ok, gdyby nie fakt, że przy każdym odchyleniu od zalecanego jedzenia to słyszę, co zdarza się czasami kilka dni pod rząd. A jak się buntuje, to zaraz że wyliczam, zabraniam. Sama chcę sobie poradzić z tym fantem, jakim jest ta chora wątroba i nasz niezdrowy tryb życia. Ale jak on wraca z pracy, zaraz się kładzie i śpi. Spacer? Ha, nie ma opcji bo zmęczony.... Ciekawa jestem, co będzie, kiedy przyjdzie nam samym prowadzić dom (mieszkamy jeszcze u moich rodziców) i wychowywać dziecko, lub dzieci. Wtedy nie ma, że po pracy zmęczenie. No ale ja tu nie o tym.
Chciała bym się podzielić małym sukcesikiem po tych dwóch tygodniach! Robertowi udało się zrzucić dwa kilogramy! :D Ja póki co stoję w miejscu, z tym że u mnie już te kilogramy nie są ważne, a wymiary. Skupiam się na udach, ich obwód to wciąż 57cm. Ale zawsze miałam z nimi kłopot, jak to u typowej "gruszki" :) Ale nic, nie zniechęcam się, tylko męczę nogi dalej, za tydzień spodziewam się lepszych wyników ;)
To tyle na dzisiaj. Poniżej daję zdjęcie pysznego dorsza z pieca którego podałam na obiad, a przepis wzięłam z tej strony. Smacznego :)
Subskrybuj:
Posty
(
Atom
)