wtorek, 4 sierpnia 2015

Dwa tygodnie za nami. + Przepis!

Witajcie!

Dwa tygodnie minęły już wczoraj od kiedy rzucamy się na zdrowe życie. A jeszcze tyle przed nami, chociaż już mnóstwo przeszkód pokonaliśmy w zaledwie dwa tygodnie. Będę się zapewne powtarzała co jakiś czas, że jest ciężko. Czasem zostaję oskarżana o to, że ZABRANIAM lub WYLICZAM jedzenie. Nie, to nie tak przecież. Strasznie trudno mi przegryźć te słowa i poczucie winy, ale jeśli tego nie przezwyciężę, to nie będzie efektów, a dotychczasowe starania pójdą na marne. Ja rozumiem, że komuś kto był przyzwyczajony przez tyle lat do pełnej palety smaków i smaczków, ciężko jest się przerzucić na trochę nudnawą gamę mniej doprawionych potraw. Przyzwyczajenie do np ziemniaczków z masełkiem czy szpinaku z masełkiem, jajeczka sadzonego na smaluszku ze skwarkami, pizzy, kebaba, coli (i mogę tak wyliczać) trudno jest zastąpić nagle gotowanymi warzywami z gotowanym mięsem. Staram się wymyślać trochę, szukam po internecie. Ostatnio upiekłam przepysznego dorsza (przepis na końcu wpisu) i podałam z warzywami. Teraz mając urlop mogę sobie pozwolić na takie rarytasy, ale za chwilę urlop się skończy, pójdę do pracy i czasu nie będzie i znowu będę słyszała "ile można jeść to samo?". Moja mama pół roku temu przeszła na dietę, je 5 razy dziennie i pije litry wody. Schudła 20 kilo. Co je? Rano są to otręby z owocami zalane ciepłym mlekiem, następnym posiłkiem jest chleb ciemny (pełnoziarnisty, nie razowy!) z pomidorem i białkiem z jajka ugotowanego, potem je warzywa i kurczaka (gotowane), potem biały ser, często z rzodkiewką lub pomidorem, na kolację zjada w małej miseczce mix sałat z żółtkiem z jajka skropione oliwą z oliwek. Codziennie je to samo. A też uwielbiała chociażby słodycze, chleb ze smalcem, żółtym serem i kiszonym ogórkiem i inne rzeczy. Ale potrafiła się przestawić w imię zdrowia i dobrego samopoczucia. Podziwiam ją, zresztą zawsze podziwiałam, za wytrwałość i siłę woli.
Denerwuje mnie też często używane w naszym domu zdanie "raz na jakiś czas to troszeczkę to się nic nie stanie". Było by ok, gdyby nie fakt, że przy każdym odchyleniu od zalecanego jedzenia to słyszę, co zdarza się czasami kilka dni pod rząd. A jak się buntuje, to zaraz że wyliczam, zabraniam. Sama chcę sobie poradzić z tym fantem, jakim jest ta chora wątroba i nasz niezdrowy tryb życia. Ale jak on wraca z pracy, zaraz się kładzie i śpi. Spacer? Ha, nie ma opcji bo zmęczony.... Ciekawa jestem, co będzie, kiedy przyjdzie nam samym prowadzić dom (mieszkamy jeszcze u moich rodziców) i wychowywać dziecko, lub dzieci. Wtedy nie ma, że po pracy zmęczenie. No ale ja tu nie o tym.
Chciała bym się podzielić małym sukcesikiem po tych dwóch tygodniach! Robertowi udało się zrzucić dwa kilogramy! :D Ja póki co stoję w miejscu, z tym że u mnie już te kilogramy nie są ważne, a wymiary. Skupiam się na udach, ich obwód to wciąż 57cm. Ale zawsze miałam z nimi kłopot, jak to u typowej "gruszki" :) Ale nic, nie zniechęcam się, tylko męczę nogi dalej, za tydzień spodziewam się lepszych wyników ;)

To tyle na dzisiaj. Poniżej daję zdjęcie pysznego dorsza z pieca którego podałam na obiad, a przepis wzięłam z tej strony. Smacznego :)







Brak komentarzy :

Prześlij komentarz